2016.05.03 – dzień 4

Ostatni dzień biwaku/obozu charakteryzuje się jednym – zegar tyka, we wszystkie dołki się wpada, a ze wszystkim trzeba zdążyć, bo pociąg nie poczeka… Ale od początku. Jak co ranek rozśpiewały się ptaki, które nas obudziły. Po haśle dh. Sławka „Pobudka, pobudka wstać! Przygotowanie do zbiórki czas 30 sekund”, czy ptaki ćwierkały, czy nie, nie jesteśmy w stanie stwierdzić, gdyż dzieci „ćwierkają” zdecydowanie głośniej. Na zbiórce dh Sławek dał polecenie na spakowanie wszystkiego do dużego plecaka poza menażką, kubkiem, niezbędnikiem, bluzą, kurtką i małym plecakiem.  Po śniadaniu (przygotowanym przez dh. Dobrawę i dh. Bartka) rozpoczęliśmy zwijanie namiotów i kończyliśmy pakować plecaki – spakowanie każdego plecaka musiało zostać zatwierdzone przez dh Sławka, więc poprzeczka była dość wysoko zawieszona…

Pakowanie plecaków i zwijanie namiotów przerwało nam hasło „Przygotowanie do wyjazdu na rowerach na Eucharystię czas 5 minut” i ruszyliśmy do Kościoła w Głuchowie. Dh. Dobrawa i dh Rafał zostali w podobozie, aby dalej zwijać namioty i sprzątać po śniadaniu. Tym razem Msza również zakończyła się Litanią Loretańską, ale na nasze szczęście zmieściła się w godzinę i 5 minut. W tym miejscu warto pochwalić dzieci – ich zachowanie było niezwykle godne :-). O godzinie 12:05 zaczęły się pierwsze kłopoty – popsuła się kuchenka elektryczna na której dh. Dobrawa miała zagotować wodę na makaron. Gospodarz ratował sytuację rozpalając ogień w piecu kaflowym, ale to trochę trwa. Ponieważ czas uciekał nieubłaganie, musieliśmy podskoczyć wysoko i tak zadecydowaliśmy, że pakujemy się jak najszybciej i jemy obiad na dworcu – mamy w końcu menażki. Dzisiejszy obiadowy dyżur należał do dh. Ewy i dh. Dobrawy – obiad był gotowany w dwóch lokalizacjach – makaron na piecu kaflowym, a sos na piecu gazowym w domu gospodarzy. W międzyczasie udało nam się zwinąć cały podobóz i zapakować plecaki do ciężarówki. Gdy byliśmy gotowi ruszyliśmy do Witnicy – przed nami kolejne i ostatnie 7 kilometrów trasy przez Rzeczpospolitą Ptasią. Wyruszyliśmy z Jamna na północ na wał, a następnie wałem na wschód na prom. Grupa szybsza z dh. Bartkiem i dh. Dobrawą i wolniejsza z dh. Sławkiem i dh. Mariką. Wartę promem przepłynęliśmy razem, a następnie się podzieliliśmy i pojechaliśmy dalej na północ na stację PKP w Witnicy. W międzyczasie nasz mobilny punkt dystrybucji Spaghetti Bolognese dotarł na stację PKP. Gdy grupa pierwsza dotarła na stację i rozpoczęła konsumpcję pysznego obiadu, grupa druga, natrafiła na drobną przeszkodę – rozbite szkło na ulicy. Pech chciał, że kawałek wbił się w jedną z opon i przebił dętkę – serwis dh Sławek wykonał ekspresową wymianę na nową (w tym miejscu kłaniamy się firmie Kluj – sklep i serwis rowerowy Poznań ul. Jaroczyńskiego, dzięki której na biwaku mieliśmy zapasowe dętki we wszystkich możliwych konfiguracjach wentylkowo-rozmiarowych) i grupa 2 popędziła również na pyszny obiad. Na stację PKP Witnica grupa 2 dotarła o 15:05 (pociąg miał przyjechać o 15:40). Gdy większość jadła, dh Piotr i dh Sławek w ekspresowym tempie zapakowali samochód. Poszło im na tyle sprawnie, że przed odjazdem, już na peronie, udało się nawet dh. Sławkowi zjeść swoją porcję (w tempie jeszcze bardziej ekspresowym). Gdy pociąg przyjechał na stację, podszedł do nas konduktor i powiedział, że zwolni dla nas koniec pociągu – w ten sposób mieliśmy idealne (jak nigdy) warunki jazdy. Wszyscy mieli swoje miejsca siedzące koło siebie, a bagaże miejsca na półce również koło siebie. Z Witnicy wyjeżdżaliśmy w upale, a nim dojechaliśmy do Poznania w Rokietnicy zaczął lać deszcz – trzeba było zostać w Jamnie :-). Do Poznania dotarliśmy punktualnie o 18:02. A rowery spod SP 89 rozeszły się do 19:01. W ostatniej chwili więc ostatni został odebrany, tuż przed wystawieniem na allegro 🙂

Zdjęcia