Przedpołudnie upłynęło nam harcersko – po śniadaniu i sprawdzaniu porządków graliśmy w różnego rodzaju gry w strojach do zniszczenia typu trzy kije, maus i mur, a także nauczyliśmy się nowej – atak, polegającej na klepnięciu w ramię osoby przeciwnej płci. Pogoda nam dopisywała – nawet gdy ktoś odpadł mógł ze spokojem wygrzewać się na słoneczku. Zmachani i ubrudzeni umyliśmy ręce i powędrowaliśmy na obiad. Na czasie wolnym druh Kuba zabrał część na boisko, ale reszta także miała okazję dołączyć, podczas rozgrywek sportowych na bloku popołudniowym. Były z nami piłki, paletki – było co robić. A potem w końcu pojawiła się ciepła woda, która zniknęła poprzedniego wieczora. W związku z czym udaliśmy się na wycieczkę pod prysznice – obowiązkowo każdy miał być wypucowany na błysk. Piękni, pachnący i głodni poszliśmy na kolację, a po niej obozowym zwyczajem… śluby obozowe! Rozpoczęliśmy od przygotowań do tej ważnej chwili. Panie z kolorowej krepy robiły bukieciki, a potem także piękne welony, panowie zaś zajęli się wystruganiem z drewna obrączek pod okiem kadry, a także ozdobieniem swoich strojów muszkami i krawatami. Gdy wszyscy byli już gotowi nadeszła ta wiekopomna chwila poznania naszych mąż oraz żon. Metodą losowania wyznaczeni zostały obozowe pary, które w ślubnym orszaku udały się nad morze by złożyć przysięgę. W obecności naszego „księdza”(druha Bartka) odbyła się ta ceremonia, po czym każda para miała obowiązkową sesję zdjęciową na tle morza. Potem orszak ślubny wyruszył z powrotem i na podobozie ustawił krąg do belgijki – tym razem wersja krótka, trzyminutowa. Było już późno, więc poszliśmy spać… ale nie na długo, bo chwilę po dwudziestej była zbiórka w trybie alarmowym. Podnieśliśmy się choć oczy się zamykały i ubraliśmy w stroje polowe. W nich graliśmy w snajpera – grę polegającą na przedostaniu się do czerwonego światełka przez las, pozostając niezauważonym przez snajperów świecących latarkami. Kilka osób w dwóch rundach odniosło sukces. No i po tym niespodziewanym alarmie do łóżek – oczywiście oprócz warty, która – jak każdej nocy – dzielnie stała na posterunku.
dh. Justyna