Dzisiaj wstaliśmy jeszcze wcześniej niż zazwyczaj. Z nadzieją załapania się na ciepłą kąpiel, udaliśmy się do łazienek. W końcu im wcześniejszy prysznic, tym woda powinna być cieplejsza. Na dodatek na dworze też nie było zbyt ciepło. Rozgrzał nas dopiero tak na dobre bieg na ratunek wartownikowi, którego zostawiliśmy w podobozie idąc na gry. W ostatnim momencie nadał przez krótkofalę (krótkofalówkę) wiadomość z prośbą o pomoc, więc ruszyliśmy w kierunku podobozu. Czekała tam na nas dr Fraiser, która wytłumaczyła nam sytuację i uzbroiła do walki z Goa’uldami, którzy porwali wartownika. Po walce na śmierć i życie (które było długie i szare jak papier toaletowy) odbiliśmy go i udaliśmy się na wcześniej zaplanowane gry.
Po obiedzie odkryliśmy, że podczas wizyty w siedzibie wroga wdarli się w nasze szeregi szpiedzy. Goa’uldzi, którzy mogą zmieniać nosicieli, zaczęli dziesiątkować nasze szeregi. Nasi dzielni żołnierze, budując półki dla zuchów (które zamieszkają obok nas już jutro!), musieli jednocześnie mieć oczy dookoła głowy i podejrzewać swoich sprzymierzeńców, aby zadbać o swoje bezpieczeństwo. Każdy, kto był sam, był zagrożony, ponieważ Goa’uld nie chciał świadków.
Wieczorem, przy obrzędowym ognisku, wymieniliśmy się swoimi marzeniami odnośnie obozu. Powróciliśmy do podobozu w idealnym momencie, ponieważ jak tylko dotarliśmy, zaczęło padać. Dzisiaj w nocy będziemy mieli pierwsze warty nocne. Druhom z zastępu służbowego życzymy odwagi i wytrwałości!