Udało nam się! Po wielu trudach i zmaganiach wróciliśmy do podobozu po 24 godzinach spędzonych bez kadry, w lesie, na chatce Robinsona. Pierwsze co zrobiliśmy po odmeldowaniu się druhowi oboźnemu, poszliśmy się wykąpać i do obiadu mieliśmy czyścioszka. Mieliśmy dwie godziny od ok. 12:30 do 14:30 na kąpiel, rozpakowanie się, przebranie w czyste ubrania i posprzątanie w namiotach.
Po obiedzie poszliśmy dokończyć sprzątanie naszych chatek, żeby nikt nie zauważył, że tam kiedykolwiek mieszkali harcerze. Gdy wróciliśmy do podobozu czekała nas jednak niespodzianka: „Małpi gaj”! Do kolacji wszyscy bawiliśmy się w parku linowym, a nawet potem pojedyncze osoby, które nie zdążyły wcześniej zostali puszczani na zajęciach wieczornych.
Wieczór minął nam w romantycznej atmosferze. Braliśmy śluby obozowe. Pary zostały dobrane metodą losowania. Według starej tradycji rodu, z którego wywodzili się Jaffa, panie musiały wykonać amulet odwagi dla swych lubych, a panowie wieniec wierności dla wybranek. Składali przyrzeczenie na dwóch świadków: ogień i duchy przodków.
Najpierw każdy chłopak dostał zadanie uplecenia bądź skonstruowania wianka dla swojej wybranki, a dziewczyny musiały zrobić narzeczonemu naszyjnik z tego co miały pod ręką w lesie. Po skończonej pracy każda para składała przysięgę wierności i na koniec panowie dawali nowo poślubionej żonie buziaka w rękę.
Zwieńczeniem każdego ślubu jest impreza zwana weselem. Na obozie w Pólku również nie mogło tego zabraknąć. Bawiliśmy się przednio, lecz w kulminacyjnym momencie musieliśmy przerwać zabawę z powodu ogniska wieńczącego obóz harcerzy z Bydgoszczy. Głośna muzyka zakłócała tę podniosłą chwilę, więc zostaliśmy poproszeni o ściszenie bądź wyłączenie muzyki. Potem dostaliśmy informację o zakończeniu ogniska, lecz wtedy już nasze zuchy, których podobóz znajdował się tuż obok nas, miały ogłoszoną ciszę nocną. Z tych powodów zostaliśmy zmuszeni zakończyć naszą zabawę z nadzieją na jej kontynuację dnia następnego.